Dawno temu w sklepie z artykułami do decoupage upolowałam serwetkę z motocyklem. Leżała sobie zapomniana przez kilka lat, aż wreszcie doczekała się na swoje 5 minut. Postanowiłam ozdobić nią pudełko. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Z początku myślałam, że pudełko będzie Jeża, ale Jeż już tak ma, że wszystkie ładne pudełka oddał...mnie ;) Tym razem jednak pudełko odda Wam !
Będzie to tak zwane blogowe candy. Jak to wygląda w praktyce?
Wy spełniacie nasze warunki, a my losujemy wśród Was zwycięzcę :) Prawda, że proste?
Warunki są standardowe:
1) Obserwujecie blog i udostępniacie poniższe zdjęcie na swoim albo jeżeli nie macie bloga to dodajecie do ulubionych naszego FB i udostępniacie publicznie info o naszym rozdaniu (w tym celu przejdź na nasz FB). Oczywiście jeżeli tylko chcecie można spełnić oba warunki :)
2) Zostawiacie komentarz pod TYM postem (nie pod info o rozdaniu na FB), to bardzo ważne, ponieważ chcielibyśmy mieć Was "wszystkich razem".
Korzystając z pobytu u Rodziny w Gdyni odwiedziliśmy Gdyńskie Muzeum Motoryzacji. Mieszcząca się w nim kolekcja zrobiła na nas bardzo duże wrażenie. Zwłaszcza na Jeżu, który nie wiedział w który motocyklowy zakamarek najpierw wcisnąć swój ciekawski nos. Starałam się ująć na zdjęciach wszystko co było przedmiotem długich wywodów ("patrz! lampa karbidowa!") i mam nadzieję, że większość udało mi się uchwycić. Nie pokażemy jednak każdego szczegółu, bo ciekawostek było tam tak wiele, że gdyby nie konieczność powrotu do domu Jeż siedziałby tam nadal ;) Będąc w Gdyni koniecznie odwiedźcie to muzeum (i zostawicie sobie na zwiedzanie odpowiednią ilość czasu ;)), a tymczasem zapraszamy na przegląd zdjęć.
CWS M111, "Polski Harley" znany jako Sokół 1000. Pierwszy raz widzieliśmy na własne oczy tą legendę polskiej motoryzacji. Motocykl pojawił się przed II wojną światową i był w jej czasie używany przez wojsko. Chyba najwspanialszy eksponat w całej kolekcji! Z tego okresu był też Indian Chief oraz Harley-Davidson WLA.
Oprócz "popularnych" modeli amerykańskich motocykli zabytkowych zobaczyć można było również inny model Indiana z podramowym zbiornikiem paliwa. Właśnie rama wskazywałaby na to, że jest to konstrukcja starsza niż np. wspomniany wcześniej Chief, ale oba motocykle były produkowane w podobnym okresie. Lekkie zdziwienie wywołał podpis motocykla (Indian Scout), ponieważ konstrukcja jest inna od lepiej nam znanego modelu Military Scout, którego pięknie odrestaurowany egzemplarz pojawia się na okolicznych imprezach związanych z "zabytkami". A dzięki uprzejmości Właściciela Jeż miał okazję na nim siedzieć (radości nie było końca, a raczej nie ma nadal). Dziękujemy ;) Oprócz ramy uwagę zwraca przednie zawieszenie wykorzystujące wahacz piórowy (coś jak w przednim zawieszeniu Fiata 126p).
Motocykl ten zapisał się nawet na kartach kinematografii - zagrał "główną rolę" w filmie "The World's Fastest Indian" ("Prawdziwa histora"), który oparty był na historii Nowozelandczyka Burt'a Munro. Człowiek ten tuningowanym przez siebie Scoutem pobił światowy rekord prędkości. Równie dużą sławę Scoutom przyniosły występy w tzw. beczkach śmierci do których motocykle te były wykorzystywane w czasach swojej świetności. Nie wiecie co to beczka śmierci? To czyste wariactwo - dla niewtajemniczonych zamieszczamy filmik ;)
W Gdyńskim Muzeum można zobaczyć też znacznie starsze konstrukcje takie jak widoczny na zdjęciach Raleigh. I...nie uwierzycie ;) Jeż stwierdził, że pierwsze słyszy (i widzi) taką nazwę. Nie przeszkodziło mu to jednak w dostrzeżeniu kilku ciekawych elementów jak wspomniana już wcześniej lampa karbidowa, a także nietypowego układu hamulcowego przedniego koła. Być może jest to "normą" w zabytkach z tego okresu, ale nas zaskoczyła konstrukcja, w której element cierny współpracuje z czymś w rodzaju "drugiej felgi". Czy jest na sali specjalista ? Przedni hamulec to ewenement, za to typowym rozwiązaniem dla maszyn z "tej epoki" jest cylinder typu "ślepak", czyli odlany razem z głowicą (jako jeden element).
Następnym motocyklem, który jest ciekawy pod względem technicznym jest......Velocette z 1959r. Nietypowa jest w nim rama wykonana z blach stalowych, a przede wszystkim nietypowy jest silnik. Jest to czterosuwowy, dolnozaworowy bokser, co samo w sobie nie jest niezwykłe. Dziwić może dość mała pojemność (zaledwie 192 ccm). Jednak najbardziej niezwykłe w ponad 50-letnim motocyklu jest chłodzenie cieczą. Na kolejnym zdjęciu następna ciekawostka, która bardzo przypadła nam do gustu czyli lampa, w której umieszczony jest amperomierz. Szkoda, że takiego bajeru nie montuje się we współcześnie produkowanych motocyklach (pomijając chyba jedynie najbardziej luksusowe Harley'e z serii touring).
Kolejny eksponat pochodzący z Anglii - BSA. Późniejsze wersje tego motocykla nosiły nazwę Gold Star którą zawdzięczały sukcesowi na torze Brookland. Największą, a na pewno najłatwiejszą do zauważenia ciekawostką jest napęd wałka rozrządu wałkiem królewskim. Rozwiązanie to jak każde inne, miało swoje zalety i wady. Zaletą było niezawodne przeniesienie napędu na pracujący w głowicy wałek oraz możliwość precyzyjnego i niezmiennego w czasie eksploatacji ustawienia faz rozrządu (czego nie zapewnia rozciągający się łańcuch). Wadami była spora masa i wysoka cena (konieczne były dwie przekładnie kątowe). Pewnie z uwagi na to ostatnie obecnie wałek królewski stosowany jest chyba jedynie w Kawasaki W800.
I nadal Wielka Brytania w postaci Ariela 500 z 1930 roku. Motocykl ma czterosuwowy silnik z dość poziomo ustawionym cylindrem i pionowo użebrowaną głowicą. Ale najlepsze jest to że zawory, ich sprężyny i dźwigienki widoczne są na zewnątrz! Na zlocie zabytkowych motocykli w parku w Strumieniu Jeż miał okazję widzieć podobny silnik podczas pracy. Coś wspaniałego!
Ostatni motocykl na który chcieliśmy zwrócić uwagę również pochodzi z Europy, a konkretnie z Niemiec. Specyficzny Zundapp K800. Jak właściwie czyta się tą nazwę? Spotkałem się z wymową "Cindap". Czy to tak? K800 prezentuje bardzo charakterystyczną dla tego producenta ramę z profili stalowych. Podobnie wyglądało to w jednocylindrówkach oraz najsłynniejszych wojskowych KS 750. K800 jest wyjątkowy z powodu swojego silnika. Tutaj mianowicie tak typowy dla niemieckich konstrukcji bokser otrzymał cztery cylindry. Oczywiście pojawił się problem z przegrzewaniem tylnego cylindra. Swoją drogą ciekawe musi być też zasilanie tego silnika, bo skoro wydechy wychodzą przodem i tyłem cylindra a zawory (SV) umieszczone są na górze, to kanały dolotowe muszą chyba iść z wnętrza silnika? Ciekawe... Nietypowy jest tu również podnóżek (właściwie podłoga) który po odchyleniu w bok służy jako boczna podpórka.
Pod dachem muzeum swoje miejsce znalazł jeszcze jeden Zundapp czekający na swoją kolej do renowacji. Tu również w oczy rzuca się typowa Zundappowska rama. Jednocylindrowy silnik ma wał ustawiony wzdłużnie - jak to zwykle u Niemców ;)
Gdyńskie Muzeum Motoryzacji to nie tylko motocykle. Znaczną część zbiorów stanowią zabytkowe samochody (w tym strażacki Ford z imponującą pompą). Dla nas największą atrakcją był czarny (a jakże!) Ford T - pierwszy samochód produkowany na taśmie montażowej.
Na koniec rzut oka na całe muzeum - metrażowo niewielkie, ale zgromadzona kolekcja naprawdę robi wrażenie. Mamy nadzieję, że zachęciliśmy Was do odwiedzenia tego miejsca !
PS Zdjęcia z innych miejsc, które odwiedziliśmy w trakcie wakacji >tu< i >tu<
Pierwszy Cieszyński Rajd Motocykli Zabytkowych im. płk Gwido Langera - czy można wyobrazić sobie lepsze uświetnienie rocznicy ślubu Jeża? ;) Hmm...pewnie znalazłoby się kilka innych (oczywiście motocyklowych) propozycji jak ta pierwotna - wyjazd motocyklem do Ogrodzieńca (ostatecznie nie doszła do skutku, bo uznaliśmy, że piknik pod zamkiem połączony z przymarzaniem do kocyka nie jest naszym wymarzonym sposobem spędzenia tego dnia). Za to oglądanie motocykli, które zjechały na Rynek po zakończonym rajdzie - to było to ! Tym razem nie odnotowaliśmy kto był pierwszy, a kto ostatni, ale mamy wrażenie, że zawodnikom chyba też na wysokich notach szczególnie nie zależało. W końcu jadąc zabytkowym motocyklem już sam fakt dotarcia na metę jest zadowalający ;)
Na Rynku panowała miła atmosfera, a eksponaty można było oglądać także w ruchu. Organizatorzy przygotowali konkurencje sprawnościowe, które składały się z przyjazdu między pachołkami oraz zabrania jabłka z beczki, przejazdu z nim przez deskę i odłożeniu go na drugiej beczce. Duże wrażenie robiły przejazdy "zaprzęgów", których kierowcy starali się unosić w powietrze koło wózka. Oprócz "ruskich bokserów" do Cieszyna zawitały też zabytkowe Harley'e i Indian'y. Nie zabrakło także bardziej popularnych motocykli jak SHL, Jawa250, czy często spotykany skuter Jawki (taki jak ten, którym za kawalerskich czasów jeździł Tata Jeża). W imprezie wzięły udział również youngtimer'y w postaci BMW R80 i Hond CB w różnych pojemnościach. Gdyby to Jeż wybierał najlepszy motocykl tej imprezy to zdecydowanie właśnie szcześciocylidrowa Honda CBX zajęłaby pierwsze miejsce !
Organizatorowi Rajdu czyli Automobilklubowi dziękujemy za miłą rocznicową niespodziankę - mamy nadzieję, że w przyszłym roku także zostanie zorganizowana podobna impreza. Was zostawiamy z porcją zdjęć, które zrobiliśmy na cieszyńskim Rynku 22 września.
Nie było nas tu od miesiąca. W błędzie jest jednak ten kto sądzi, że w tym czasie nie zrobiliśmy nic konstruktywnego. Działo się przez ten miesiąc, oj się działo (nie mylić z "siedziało się"). Spędziliśmy sporo czasu w garażu, kupiliśmy wakuometry i powiększyliśmy rodzinę o nowy motocyklowy nabytek. Odwiedziliśmy Gdyńskie Muzeum Motoryzacji, a z wakacji nad morzem przywieźliśmy nietypową pamiątkę. O tym (i nie tylko o tym) będzie w następnych postach, tymczasem oddaję "głos" Jeżowi, którego ostatnio prościej spotkać w garażu niż w mieszkaniu. Nie było prosto "zapędzić" go do klawiatury, oj nie było ;)
Nasz Fazer coś nierówno chodzi na wolnych obrotach (obroty falują). Czyszczenie świec praktycznie nie dało efektu, więc czas na nowe. Szczerze mówiąc wymiana świecy na nową jeszcze nigdy nie wpłynęła zbawiennie na żaden z moich motocykli, ale jak to mówią „na pewno nie zaszkodzi”.
Świece są ukryte dość głęboko między wałkami rozrządu. Przydałby się porządny kompresor żeby wydmuchać brud który się wokół nich zebrał, a który mógłby wpaść do środka. Z braku kompresora użyliśmy... wąskiej końcówki odkurzacza. Potrzeba matką wynalazku! Ale nie ukrywam że kompresor byłby lepszy...
No to wykręcamy. Klucz krótki, więc musieliśmy się ratować zakładaniem płaskiego na jego drugi koniec. Klucz się od tego pokrzywił, ale dał się wyprowadzić na prostą.
0,7 mm – jak w książce!
Wymiana chyba rzeczywiście mu się należała..
Do silnika trafiają cztery nowe świece wstępnie dokręcane ręcznie, a na koniec „z czuciem” z klucza. Na klucz dynamometryczny i tak nie byłoby miejsca. Na szczęście wszystko idzie dobrze. Niektórzy smarują gwinty świec smarem miedzianym. Podobno tak się powinno. Też chciałem tak zrobić - nawet smar wziąłem. Przypomniało mi się po robocie...
Na koniec przetarliśmy z brudu przewody wysokiego napięcia, bo kurz też może powodować upływ prądu na masę. Niby mało możliwe, ale w Fiacie Panda podziałało zaskakująco skutecznie! Przewody u mnie mają naklejki z numerami cylindrów, więc nie sposób ich pomylić. Trzeba to mieć na uwadze.
Po wymianie nowe świece trzeba „wygrzać”. Nie powinno się odpalać silnika na chwilę pod garażem na ssaniu i zaraz gasić. Czyli przejażdżka! Motocykl odpalił bez problemu i pojechał. Wymiana świec dała efekt zgodny z moimi oczekiwaniami, czyli prawie żaden. Poprawa pracy silnika okazała się ledwo zauważalna. Cóż – kombinujemy dalej.
Relację z wypadu na tegoroczny Przystanek Woodstock znajdziecie na moim pierwszym blogu, tutaj skupimy się wyłącznie na wiosce motocyklowej. Przyznajemy się bez bicia - nie byliśmy w Kostrzynie motocyklem. Jakoś nie potrafimy sobie wyobrazić drogi powrotnej do domu - 500km w trasie, kiedy człowiek jest zmęczony jeszcze zanim wsiądzie na motocykl nie brzmi zachęcająco. Pozostaliśmy więc przy dojeździe pociągiem (bagatela 11godz. w jedną stronę), no i oczywiście nie odmówiliśmy sobie przyjemności zerknięcia choćby "przez płot" na zaparkowane dwukołowe maszyny. Zresztą - oddam teraz głos Iglakowi, który udzieli Wam wyczerpujących informacji w temacie tego co udało się nam zobaczyć :)
Motocykli było naprawdę dużo! Wioska motocyklowa jest odgrodzona od reszty pola i wstęp mają tam tylko osoby zakwaterowane. Dzięki temu nikt nieproszony nie będzie próbował siadać i kręcić manetką, ani nie wpadnie na zaparkowaną maszynę. Do tego wioska jest na tyle daleko od sceny, że nie dociera do niej zbyt wiele woodstockowego kurzu. Przynajmniej tak to wygląda "zza płota". Kiedy pierwszy raz byłem na woodstocku nie było jeszcze takiego miejsca, i przyznam, że ja nie odważyłbym się zaparkować swojego motocykla ot tak - na polu. W miejscu stworzonym przez klub Boanerges - jak najbardziej.
W wiosce motocyklowej i wokół niej można było zobaczyć masę ciekawych pojazdów. Nie zabrakło "ruskich bokserów" czy MZ'ek, a zaraz obok Ducati Diavel i Triumph Rocket III Roadster. To jednak nadal "seria". Ciekawszy wydawał się na przykład chopper z silnikiem Suzuki Intrudera. Nie wiem tylko czy to egzemplarz jeżdżący, czy jedynie "ozdobny", bo wyglądał dość ekstrawagancko. Po raz pierwszy widzieliśmy też na żywo czechosłowackiego Velorex'a. I to w jakim stanie! Aż miło popatrzeć... Przy bramie wjazdowej można było z kolei obejrzeć choppera przygotowanego specjalnie dla WOŚPu przez Paul Jr. Designs. Co by nie mówić o "rzeźbach nie do jazdy" czy programie American Chopper - fajnie popatrzeć na motocykl stworzony przez najbardziej znanych customizerów na świecie, o którym swego czasu pisali w Polsce wszyscy.
Jak można jechać motocyklem, stojąc na baku tyłem do kierunku jazdy ?!
Jak można skakać po motocyklu, jadącym niemal w pionie na tylnym kole ?!
Jak można jeździć w kółko dotykając kierownicy jedynie nogą ?!
A jednak można... 20-21 lipca w Jastrzębiu odbyły się zawody Extreme Stuntstyle 2013.
W zawodach wzięło udział trzynastu zawodników, prezentujących niesamowite triki, które zdają się zaprzeczać zarówno grawitacji jak i zdrowemu rozsądkowi. Niektóre z ewolucji udało się Jeżowi uchwycić na zdjęciach, które możecie zobaczyć poniżej.
Zawody oraz konkurs driftów wygrał Marcin "Korzeń" Głowacki. Kolejne miejsca na podium zajęli odpowiednio Łukasz FRS Bełz (wygrał również konkurencję "Sickest trick") oraz Kamil FRS Bełz.
Dawid Olczyk „Orszak”
Dawid Olczyk „Orszak”
Dawid Olczyk „Orszak”
Dawid Olczyk „Orszak”
Maciej Ziętek
Marcin Lukasek
Marcin Lukasek
Bartek Mikołajczyk
Bartek Mikołajczyk
Krzysztof „Gumiś” Motyka
Łukasz Kornobis
Piotr „Gradek” Gradkowski
Marcin "Korzeń" Głowacki
Marcin "Korzeń" Głowacki
Marcin "Korzeń" Głowacki
Marcin "Korzeń" Głowacki
Przed przejazdami finałowymi ludzie (oraz Jeż ;)) mieli możliwość
obejrzenia z bliska motocykli zawodników. W przerwach można było
zobaczyć pokazy kaskaderskiej jazdy skuterem w wykonaniu Damiana
Krellera, który ponadto wygrał konkursy "Last man standing" oraz
"Stoppie do celu". Dodatkową atrakcję stanowiło driftujące, pomarańczowe
BMW za kierownicą którego zasiadał Maciej Ziętek oraz maszyny którymi
zjechała się publiczność (m. in. KTM RC8 czy sześciocylindrowe BMW
K1600).
Damian Kreller
Maciej Ziętek
Na koniec - gromkie brawa dla Organizatorów imprezy, za inicjatywę i przygotowanie miejsca w taki sposób, że można było oglądać pokazy z bliska czując się jednocześnie bezpiecznie :) Mamy nadzieję, że w przyszłym roku też się spotkamy !